walizki i gwizdki w warszawie
Komentarze: 0
Nie, nieprawda! W spojrzeniu mistrza nie było zdrożnego pragnienia. Powiedział, co miało być powiedziane, polał mi głowę pachnącą wodą i zostawił mnie, żebym sama się umyła i naoliwiła. Nie zobaczyłam nic w jego oczach.
Pochyliłam się nad imbrykiem, czekając z niecierpliwością, .iż woda się zagrzeje.
Szczypta ziół w kubku, woda bliska wrzenia, zamieszać miotełką. Wypiłam wszystko jednym łykiem. Ukłucie gorąca w połączeniu z podłym smakiem skutecznie rozgoniło męczące myśli Eony.
Niebo za oknem poszarzało. Uwiązałam woreczek z ziołami do tasiemki portek i strzepnęłam z tuniki drobinki popiołu. W czasie nocnego czuwania miałam na sobie kosztowny strój dla uczczenia swoich nowo odkrytych przodków. Nigdy wcześniej nie nosiłam ubrania z tak miękkiej tkaniny: ciasno tkanego jedwabiu w przypisanym kandydatom kolorze soczystej czerwieni. Brzeg tuniki zdobiło dwanaście haftowanych złotych smoków, końce szarfy obszyto złotymi frędzlami. Materiał opływał skórę niczym tłusta woda, kiedy zaś się ruszałam, słyszałam coś jakby szept wiatru. Nic dziwnego, że dostojnicy zachowywali się niczym bogowie; w ich ubraniach zaklęte były żywioły ziemi. Włożyłam skórzane pantofle w tym samym kolorze czerwieni i zgięłam palce nienawykłe do braku swobody. Buty były wyszywane złotą nicią i ozdobione na przedzie tym samym smoczym ornamentem. Ile mistrz zapłacił za ten odświętny strój? Wstałam i przećwiczyłam kilka kroków pierwszej sekwencji; przyzwyczajając się do zmniejszonego czucia w palcach stóp, przeszłam zwinnie z pierwszej sekwencji Szczurzego Smoka do drugiej. Skórzane podeszwy łatwiej się ślizgały niż moje stare sandały, co na ubitym piachu Smoczej Areny mogło mnie drogo kosztować. Kręcąc się w koło raz serwis macbook Warszawa za razem, pracowałam nad balansem ciała i napawałam się trzepotem jedwabnej tuniki, gdy na przemian nabrzmiewała i rozpłaszczała się na ciele.
Wybiło mnie z rytmu dopiero skrzypienie drzwiczek kuchennego pieca. Kuno przysypywał węglem ogień. Zbliżał się świt, a było jeszcze tyle do zrobienia. Doskoczyłam do komódki i rozgrzebałam swoje robocze ubrania w poszukiwaniu zwoju. Po trzech miesiącach ukradkowego malowania nareszcie ukończyłam wykonany w czarnym tuszu obraz dróg i terenów wokół domostwa mistrza. Wykorzystałam skrawki papieru morwowego z papierni niedaleko szkoły. Wytwórca pozwolił mi zabierać odrzynki, które zszywałam, aż powstał zwój. Sam obraz skomponowałam w stylu wielkiego mistrza Quidana. Była to długa, wąska panorama, przeznaczona do spokojnej kontemplacji serwis apple macbook małych fragmentów krajobrazu. Czy spodoba się Chartowi? Wiedziałam, że nie mam artystycznego zacięcia, ale może dzięki temu będzie w stanie wyobrazić sobie świat poza kuchnią? Jeździłsam palcami po zwykłych, struganych patyczkach, przytwierdzonych na końcach zwoju. Żałowałam, że nie będę mogła opisać mu wyglądu okolicy i śmiać się z jego łobuzerskich komentarzy.
Dodaj komentarz