Archiwum 16 kwietnia 2015


kwi 16 2015 walec padalec
Komentarze: 0
Na małym dziedzińcu nic się jeszcze nie działo. Wetknęłam zwój do rękawa i na chwilę zatrzymałam się w drzwiach. Gdy w ciszy poranka przepływało przeze mnie rześkie powietrze, czułam się jak w czasie medytacji. Powinnam teraz przywołać Szczurzego Smoka? Spojrzeć na niego po raz ostatni przed ceremonią? Może tym razem zwróci na mnie uwagę? Wzięłam głęboki oddech i skierowałam trzecie oko w stronę północno – północno - zachodnią. Ukazał się migotliwy kontur smoka, ślad olbrzymiej, końskiej głowy i wężowego cielska. Wizja na brzegach zaczęła się rozmywać. naprawa macbook apple warszawa
    Nogi się pode mną ugięły, kiedy moja świadomość runęła wessana w pustą studnię. Pochwyciłam swoją jaźń... i upadłam boleśnie na kolana. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Zdyszana, oparłam się o framugę drzwi i skoncentrowałam na swoim wnętrzu, nieporadnie badając przepływ hua. Nie dopatrzyłam się żadnych uszkodzeń, wracały mi również siły. Może przytrafiło mi się to dlatego, że dzisiaj rozpoczynało się panowanie Szczurzego Smoka? Przez chwilę głęboko oddychałam, potem wyprostowałam się i wolno poszłam do kuchni. Przynajmniej owa dziwna mentalna wizja, której tyle zawdzięczałam, nadal nie zawodziła. Wnet się okaże, czy zależy na niej Szczurzemu Smokowi.
    Nim weszłam do kuchni, zsunęłam z nóg pantofle. Kuno stał nad piecem i mieszał w garnku poranną zupę dla mistrza. Zapach gęstego rosołu i gorących bułek sprawiał, że kiszki się we mnie skręcały. Oblizałam wargi, tęskniąc za kawałkiem chleba, który schowałam w swoim pokoiku.
    - Eon? - Chart wychynął zza nogi stołu kuchennego. Na widok mojego stroju wywrócił oczami. - Mały król...
    Kuno tylko prychnął, gdy przeszłam koło niego. Przykucnęłam z wysiłkiem obok Charta.
    -Jeśli ubabrze twoje nowe szaty, trzeba będzie zapłacić kupę pieniędzy - przestrzegł kucharz. Groźnym krokiem przeszedł na drugą stronę kuchni i znikł w spiżarce na suche towary.
    Chart podpełzł do mnie i dotknął rąbka tuniki.
    Ale miękka... jak tyłeczek dziewczyny.
    - A ty niby skąd wiesz? - fuknęłam.
    - Wiem więcej... niż ty. - Poruszył brwiami. - Służące myślą... że biedny Chart... nie wie, co robi.
    Pokręciłam głową, rozbawiona jego lubieżnymi zapędami.
    - Mam coś dla ciebie. - Wyciągnęłam zwój i położyłam go na jego macie.
    Dotknął go z szeroko otwartymi oczami.
    - Prawdziwy papier? - Spojrzał na mnie z konsternacją. - Przecież wiesz... że nie czytam...
    - Tu nie ma słów. Otwórz.
    Dźwignął się na łokciach i powoli rozsunął drewniane uchwyty. Patrzyłam, jak jego zakłopotana twarz wygładza się w wyrazie zrozumienia. Zaraz się jednak zasępił.
    - Wiem, że to nieporadny rysunek - powiedziałam prędko
- ale widzisz, tu jest skrzyżowanie dróg, dokąd prowadzi ścieżka.
- Pokazałam mu to miejsce. - A tu świnia starego Rehona. Zobacz, namalowałam ją na środku warzywniaka lichwiarza Kellona... - Przerwałam, widząc, że Chart odwrócił głowę. - Wiem, że to nieporadny rysunek - powtórzyłam. czyszczenie macbooka
    Pokręcił głową i wtulił twarz w ramię. Czyżby płakał? Usiadłam prosto. Chart nigdy nie płakał.
    Dotknął mnie, naciskając niezgrabnie palcami moje palce, i wziął głęboki, drżący oddech.
    - Mam też... coś... dla ciebie. - Zerknął na drzwi od spiżarni. - Szybko... nim wróci Kuno.
Wyciągnęłam rękę, spodziewając się chleba lub sera. Tymczasem coś ciężkiego spoczęło na mojej dłoni. Pieniążek utytłany ziemią. Przetarłam go palcem i dostrzegłam błysk złota. Tygrysia moneta, warta więcej niż trzymiesięczny zarobek wolnego człowieka. I powód do chłosty, gdyby ją u niego znaleziono.
    - Skąd ją wziąłeś? - zapytałam szeptem.
    - Nie zawsze... leżę... na macie. - Uśmiechnął się szelmowsko.
    - Okradłeś mistrza?
kwi 16 2015 walizki i gwizdki w warszawie
Komentarze: 0
    Nie, nieprawda! W spojrzeniu mistrza nie było zdrożnego pragnienia. Powiedział, co miało być powiedziane, polał mi głowę pachnącą wodą i zostawił mnie, żebym sama się umyła i naoliwiła. Nie zobaczyłam nic w jego oczach.
    Pochyliłam się nad imbrykiem, czekając z niecierpliwością, .iż woda się zagrzeje.
    Szczypta ziół w kubku, woda bliska wrzenia, zamieszać miotełką. Wypiłam wszystko jednym łykiem. Ukłucie gorąca w połączeniu z podłym smakiem skutecznie rozgoniło męczące myśli Eony.
Niebo za oknem poszarzało. Uwiązałam woreczek z ziołami do tasiemki portek i strzepnęłam z tuniki drobinki popiołu. W czasie nocnego czuwania miałam na sobie kosztowny strój dla uczczenia swoich nowo odkrytych przodków. Nigdy wcześniej nie nosiłam ubrania z tak miękkiej tkaniny: ciasno tkanego jedwabiu w przypisanym kandydatom kolorze soczystej czerwieni. Brzeg tuniki zdobiło dwanaście haftowanych złotych smoków, końce szarfy obszyto złotymi frędzlami. Materiał opływał skórę niczym tłusta woda, kiedy zaś się ruszałam, słyszałam coś jakby szept wiatru. Nic dziwnego, że dostojnicy zachowywali się niczym bogowie; w ich ubraniach zaklęte były żywioły ziemi. Włożyłam skórzane pantofle w tym samym kolorze czerwieni i zgięłam palce nienawykłe do braku swobody. Buty były wyszywane złotą nicią i ozdobione na przedzie tym samym smoczym ornamentem. Ile mistrz zapłacił za ten odświętny strój? Wstałam i przećwiczyłam kilka kroków pierwszej sekwencji; przyzwyczajając się do zmniejszonego czucia w palcach stóp, przeszłam zwinnie z pierwszej sekwencji Szczurzego Smoka do drugiej. Skórzane podeszwy łatwiej się ślizgały niż moje stare sandały, co na ubitym piachu Smoczej Areny mogło mnie drogo kosztować. Kręcąc się w koło raz serwis macbook Warszawa za razem, pracowałam nad balansem ciała i napawałam się trzepotem jedwabnej tuniki, gdy na przemian nabrzmiewała i rozpłaszczała się na ciele.
    Wybiło mnie z rytmu dopiero skrzypienie drzwiczek kuchennego pieca. Kuno przysypywał węglem ogień. Zbliżał się świt, a było jeszcze tyle do zrobienia. Doskoczyłam do komódki i rozgrzebałam swoje robocze ubrania w poszukiwaniu zwoju. Po trzech miesiącach ukradkowego malowania nareszcie ukończyłam wykonany w czarnym tuszu obraz dróg i terenów wokół domostwa mistrza. Wykorzystałam skrawki papieru morwowego z papierni niedaleko szkoły. Wytwórca pozwolił mi zabierać odrzynki, które zszywałam, aż powstał zwój. Sam obraz skomponowałam w stylu wielkiego mistrza Quidana. Była to długa, wąska panorama, przeznaczona do spokojnej kontemplacji serwis apple macbook małych fragmentów krajobrazu. Czy spodoba się Chartowi? Wiedziałam, że nie mam artystycznego zacięcia, ale może dzięki temu będzie w stanie wyobrazić sobie świat poza kuchnią? Jeździłsam palcami po zwykłych, struganych patyczkach, przytwierdzonych na końcach zwoju. Żałowałam, że nie będę mogła opisać mu wyglądu okolicy i śmiać się z jego łobuzerskich komentarzy.